Nie mogła uwierzyć, że to już dziś. W końcu bowiem nadszedł długo wyczekiwany przez nią moment, jakim było zamążpójście. Dokładnie za dwie godziny miała stanąć na ślubnym kobiercu, od środka ogarniała ją zarazem trema i radość. Miała z nim spędzić resztę życia... z jednej strony była szczęśliwa, z drugiej zaś... niezupełnie pewna swej decyzji. Znali się od wielu lat, ale
czy to wystarczało? Darzyli się uczuciem, ale czy było ono szczere? Czy ma do niego wystarczające zaufanie, takie aby starczało go do końca jej lat? Im więcej zadawała sobie pytań, tym mniej odpowiedzi była w stanie usłyszeć...
Przysiadła na łóżku. Z torebki wyciągnęła zdjęcie swojej mamy. Kiedy na nie patrzyła, miała wrażenie, że jest przy niej. Zawsze zastanawiała się, co w danej chwili by zrobiła. Nie mogła usłyszeć żadnej złotej rady, ponieważ jej już nie było. Pozostało tylko to zdjęcie, pogniecione już od upływu lat. A mimo wszystko dawało ono poczucie bezpieczeństwa, wyobrażała sobie wtedy, że spędzają razem czas- wybierają razem suknię ślubną i piją razem kawę... Ale to była tylko wyobraźnia. Nic nie zmieniało faktu, że najbliższa jej osoba nie zobaczy szczęścia swojego dziecka.
Po jej policzkach zaczęły spływać strumykami łzy. 'Ogarnij się, tylko się rozmażesz i będziesz wyglądała jak kretynka' – Pomyślała. Czasu na przygotowanie było coraz mniej, więc postanowiła wziąć się w garść i przejść do charakteryzacji. Zwołała grono swych przyjaciółek, które zgodnie stwierdziły, że jej pomogą. W czasie gdy nakładała szminkę na usta, one robiły jej resztę makijażu, fryzurę, prasowały suknię... I tak w pół godziny była już całkiem gotowa.
- Muszę ci przyznać, że masz naprawdę cudowne przyjaciółki- Zaśmiała się ciemnowłosa Włoszka, najlepsza przyjaciółka dziewczyny. - Odwaliłyśmy kawał dobrej roboty, co nie?- Dorzuciła.
- No oczywiście, że tak!- Potwierdziły chórem.
- Naprawdę bardzo wam dziękuje, nie wiem co bez was bym zrobiła- rzekła spokojnie – Wiecie co, ja nie wiem sama czy dobrze robię...
- O nie kochana! Pomyśl tylko- Przecież znacie się od wieków, masz do niego zaufanie, kochasz go, on zresztą ciebie też... A poza tym to naprawdę nie mam ochoty zmazywać tego dzieła, które odwaliłyśmy ci przed chwilą na twarzy, rozumiesz?- Powiedziała ironicznie blondynka.
- Wiem, wiem... Mam po prostu straszne wątpliwości...
- A kto ich nie ma przed ślubem? Kiedy wychodziłam za Marco strasznie się stresowałam, ale później dotarło do mnie, że zupełnie niepotrzebnie! Z własnego doświadczenia mogę ci powiedz...
- Ahh, Francesca... Co ty możesz wiedzieć? Ja od dwóch lat jestem zamężna, i wiesz co? Faceta trzeba trzymać krótko, na Federico to działa- przerwała jej supernova. Dzielenie się swoimi 'radami' szybko przemieniło się w ostry spór. Kłótnie przerwała dopiero Camila, kobieta o silnym poczuciu sprawiedliwości i rozsądku:
- Wiecie co? Wcale nie pomożemy w ten sposób Violetcie. Co więcej jeszcze bardziej namieszamy jej w głowie. Moim zdaniem powinnaś być spokojna, jeśli go kochasz, to wszystko pójdzie dobrze, tyle. - Wszystkie zebrane w małej salce osoby spojrzały na nią z uznaniem. Rzeczywiście, co tu dużo mówić, miała rację. Dwadzieścia minut przed ceremonią, postanowiły zostawić ją samą, aby miała święty spokój. Wyciągnęła wtedy pamiętnik, pisanie zawsze jej pomagało w trudnych chwilach.
Drogi Pamiętniku!
Dziś wychodzę za mąż, a dokładniej- Za Leóna. Serce mówi mi jednak, że robię błąd... Umysł zaś, że chcę spędzić z nim resztę swego życia... Co więc mam robić? Ciągle myślę tylko o NIM. Jestem strasznie naiwna... Ale kocham GO, nie Leóna... Boże... Czyżbym popełniała największy błąd swojego życia? Być może. Ale nie mogę wybierać, to za trudne. Gdy patrzę na Leóna, widzę JEGO. Serce czy rozum- które radzi mi lepiej!?
Usłyszała pukanie do drzwi. Zamknęła pamiętnik i rzuciła pospiesznie 'Proszę!'. Jej oczom ukazał się León, jej narzeczony. Na jego twarzy malował się ten cudowny uśmiech, który potrafił wyrazić najszczersze emocje.
- Nie wiesz, że to przynosi pecha? - Zapytała z przekonaniem w głosie.
- Chyba nie wierzysz w przesądy, co?
-Może wierzę, może nie... - Odpowiedziała niepewnie. Widząc jej smutną minę usiadł obok niej i powiedział:
- Słuchaj, jeśli masz wątpliwości, to...
- Nie, nie o to chodzi- Przerwała mu – Po prostu... żałuję, że mojej mamy przy mnie nie będzie- skłamała. Widząc jej żal przytulił ją. Schowała głowę w jego ramionach. Była zła na siebie, że nie potrafi wyznać mu prawdy. 'Violetta, w co ty grasz...' - Pomyślała z załamaniem. Wiedziała, że robi źle. Pocieszał ją fakt, że może tak będzie lepiej...
W końcu na sali zebrali się wszyscy zaproszeni goście. Z niecierpliwością oczekiwali momentu, w którym ich rodziny połączą się. Violetta stała u progu kościoła. Była okropnie zestresowana. Czekała tylko na nudnawą melodię, która zaprosi ją do ołtarza. Nagle rozmowy w budynku zamilkły. Organy zaczęły wygrywać tradycyjne dźwięki świadczące o tym, że dwójka kochających się ludzi, połączy swą więź węzłem małżeńskim. Niepewnie kroczyła w stronę swego 'ukochanego'. Czuła na sobie wzrok kilkudziesięciu zebranych, w których skład wchodziły rodziny, znajomi, grono pedagogiczne Studio On Beat. Widziała dumne oblicze swojego ojca, który mimo wielu kłótni i sprzeczek zawsze pragnął jej szczęścia. Wszyscy wytrwale trzymali kciuki za ich związek. Stojąc w obliczu tych faktów czuła się jeszcze potworniej.
Gdy dotarła do końcówki kościoła, ksiądz rozpoczął swą tradycyjną formułę. Violetta patrzyła tępo przed siebie, kompletnie zapominając o świecie, w którym się znajdowała. Myślała, czy może nie uciec... Nie, to byłoby zbyt oczywiste. Nerwy zżerały ją od środka. Czuła się dziwnie z myślą, że oszukuje wszystkich, w tym właśnie Leóna. Jej tragiczne rozmyślenia przerwał głos księdza:
- Jeśli ktoś pragnie, aby ta para nie połączyła się, niech powie to teraz lub zamilknie na wieki...- Nastąpiła cisza. Czemu się dziwić? W końcu wszyscy zyskaliby na tym małżeństwie. Wszyscy, oprócz jednej szczególnej osoby... Widząc, że nikt nie ma zamiaru wydać z siebie dźwięku, ksiądz wziął głęboki oddech, i już począłby mówić, gdyby nie jeden fakt...
-STOP!- Ktoś krzyknął- Oni nie mogą być ze sobą...- Zza progu wyłoniła się postać osoby, której akurat wszyscy najmniej się spodziewali. Promień światła przebijający się przez kościelną szybę pokazał jego twarz w całej okazałości. To był on. Hiszpan, który zawrócił Violetcie w głowie... Ale to wystarczyło. Niegdyś bardzo ją skrzywdził, ale zmienił się. Violetta pokochała go na nowo... Nie spodziewała się takiej konfrontacji, nie spodziewała się... że Diego nadal ją jeszcze kocha.
- Oni nie mogą być razem...-kontynuował-... Ponieważ ja kocham Violettę.- Powiedział donośnie i pewnie, wręcz wykrzyczał. Viola poczuła, że robi jej się ciemno przed oczami. Nerwy sięgnęły kresu jej wytrzymałości, zemdlała.
Obudziła się w szpitalu, przypięta do kardiografu i kroplówki. Salę na której leżała wypełniała bezkresna biel, jakby przeznaczona była do umierania. Obok niej znajdywało się dobrze znane jej oblicze- León. Dało się ujrzeć, że był niezadowolony. Widać, że odbył ostrą rozmowę z Diego. Po chwili zauważył, że się obudziła. Wyprostował się energicznie i zaczął mówić:
- Violetta, obudziłaś się! Posłuchaj, nie martw się, wszystko będzie dobrze, on już nam więcej nie przeszkodzi...
-León...-Przerwała mu-...J-ja muszę ci coś powiedzieć...
- Jak to? Coś się stało?
- Tak, b-bo ja... ja nadal go kocham...
- Że co? A... Ale dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Violetta, czemu mnie okłamywałaś?
- Ja myślałam, że to tylko chwilowe, że mi przejdzie, ale...- Do jej oczu zaczęły napływać łzy.
- Ale nie przeszło- dokończył ze zdenerwowaniem. - Czego ty się bałaś powiedz mi!?
- Że mnie znienawidzisz...
- Nie, Violetta posłuchaj. To właśnie przez twoje durne kłamstwa dałaś mi powody do tego, żeby cię nienawidzić, rozumiesz?
- P-Przepraszam...- Rozkleiła się już całkowicie.
- Daj spokój. Nie płacz, nie lubię widzieć cię takiej. Ja... Ja zawsze będę cię kochał. Życzę wam szczęścia- Wstał i wyszedł. 'Gratulacje Violetta, spieprzyłaś wszystko, co miałaś'- pomyślała. Odwróciła się na drugi bok i obserwowała tępo okno. Myślała, co ma teraz zrobić? Wszyscy ją znienawidzą... Jej rozmyślenia przerwał Diego. Stanął w progu sali i zapytał:
- Mogę?
- Jeśli chcesz... - Odpowiedziała załamana.
- Posłuchaj Vilu, ja cię kocham. I doskonale wiem o tym, że ty mnie też.
- I co ja mam teraz zrobić? Wszystko spieprzyłam, oni mnie znienawidzą...
- Nie masz racji. To twoja rodzina, bez względu na twoje decyzje kocha cię, bezwarunkowo.
- Na każdym kroku wszystkich ranię... Beznadziejny ze mnie przypadek.
- No to coś nas łączy- zaśmiał się, a widząc, że ona również, pocałował ją. Ona nie odpychała się od tego uczucia, bo wiedziała, że w końcu jest szczęśliwa. Nie liczyły się warunki, miejsce, po prostu nic. Byli razem, a to było dla niej najważniejsze. W końcu była pewna, że ich miłość jest szczera, że ma szansę przetrwać. Serce wygrało nad rozumem, a prawdziwa miłość- nad przymusem. I być może dalej rozpisywałabym się nad tym, jak wspaniałe jest ich uczucie, ale po co? Takie jest bowiem ludzkie istnienie, a szczęśliwe jego przeżycie zależy tylko od tego, czy ich miłość jest tak piękna i silna, aby mogła przetrwać w szarym świecie. Ważne jest bowiem to, aby właśnie w tej szarości, znaleźć jakąś kontrastującą barwę, skrawek szczęścia i życia, którym jesteśmy w stanie darzyć odpowiednią osobę.
ten tak samo jak poprzedni, cudowny <333
OdpowiedzUsuńPięknie ♡♥♡ Naprawdę fajny on shot...
OdpowiedzUsuń