***
On i ona. Ona i on. Dziewczyna i chłopak. Chłopak i dziewczyna. Violetta i Diego. Diego i Violetta. Argentynka i Hiszpan. Hiszpan i Argentynka. Castillo i Hernandez. Hernandez i Castillo. Nie przypadkowo takim sposobem wymienia się tą dwójkę. Jest to dość logiczne, gdyż ich dusze są po prostu jednością, a serca, biją w jednym rytmie. Tegoroczni absolwenci szkoły muzycznej On Beat, zapaleni piosenkarze z jedną pasją - muzyką. On wolał grę na gitarze, ale i również wokal. Ona przejęła po już zmarłej piosenkarce niesamowity głos - więc o niego dbała najbardziej. Normalny, codzienny poranek, który zakochani spędzali na łące. Ich łące.
Całowała usta Hiszpana coraz namiętniej, a on jeździł koniuszkami palców po jej gładkiej skórze. Pożądanie sięgnęło zenitu, któremu chłopak nie mógł się oprzeć. Chwycił ukochaną za udo, tak, że cała jej noga tworzyła kąt 90 stopni. Wpajał się w jej każdą komórką ciała, ale nic nie trwa wiecznie. Tym razem piękną bajkę przerwał sygnał telefonu, wskazujący, że zaraz rozpoczyna się rozdanie świadectw. Chłopak mimowolnie przestał, odrywając zgrzane usta od dziewczyny.
- Musimy tak iść.? - szepnęła.
- Musimy, choć. A potem zapraszam cię na naszą pierwszą randkę. Nie przyjmuje odmowy. - uśmiechnął się i chwycił jej dłoń, pomagając jej przy okazji wstać.
Ostatni raz pocałowała go w policzek, a Diego szepnął:
- Nigdy nie pozwolę ci odejść.
Wziął ją za rękę i odeszli w głąb lasu, by zaraz wyjść na jezdnie, gdzie stało auto Hiszpana.
***
Kilka miesięcy później...
***
- Nie możesz odejść.! - krzyknął.
- Nie mogę.? Kim ty jesteś, żeby dyktować mi warunki.?! - rozzłościła się Argentynka.
- Twoim chłopakiem do cholery.! I nie pozwolę ci wyjechać.!
- Raczej byłym. Jakoś nie interesowało cię to jak się z nią całowałeś. - odkrzyknęła.
- To ona się do mnie przykleiła. Violetta, ja cię kocham.! - złapał jej rękę.
- To nie ma już nic do znaczenia. - wyjaśniła.
- I co chcesz zrobić.? Wyjedziesz, okej, ale co dalej.? - zapytał.
- Będę śpiewać. - szepnęła, patrząc mu w oczy.
- Czy ty jesteś niepoważna.?! - krzyknął znowu.
- Mówię bardzo poważnie. - powiedziała Violetta.
- Chcesz skończyć jak twoja matka.?! - wykrzyknął.
Nastolatka spojrzała na niego, przestając na chwilę pakować walizkę. Pokręciła lekko głową, a z jej oka popłynęła łza.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś. - spuściła głowę.
- Vilu, przepraszam. Nie to miałem na myśli. - mówił Hiszpan, bliski płaczu.
- Żegnaj, Diego. - pocałowała go w policzek i odeszła z walizką, w stronę drzwi.
Pobiegł za nią, ale nie zdążył jej zatrzymać. Ona już wsiadła do taksówki, która w tym momencie odjechała. Był bezsilny na to, co się wydarzyło. Siadł na schodach, a po jego oczach spływały łzy. Pozwolił jej odejść. Pozwolił odejść swojej duszy. Zabrała ją i jego serce...
Oparła głowę o szybę, a po jej policzkach spływały łzy. Jej wargi drgały, z bólu odchylała głowę. Nie mogła uwierzyć w to zrobił, co powiedział... już w nic nie mogła wierzyć. Wyjeżdża, a przecież dzisiaj miała mu to powiedzieć. A co, gdyby zrobiła to wcześniej... nie byłoby tego pocałunku, kłótni, wyjazdu... Kręciła głową, wyciągając z kieszeni swojej torebki IPhone. Odblokowała palcem ekran i weszła na kontakty, wybierając numer León'a. León Verdas - Meksykanin,jej były chłopak i spadkobierca majątku Verdasów, zawodnik motocrossowy, tymczasowo bez dziewczyny. Właśnie teraz, to on mógł jej pomóc. Wcisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.:
V: León.?
L: Vilu, czy ty płaczesz.?
V: Nie zmieniaj tematu, proszę. To w tej chwili nie ważne. Chcę cię prosić o pomoc.
L: A konkretnie o co.?
V: Wiem, że masz kilka domów na terenie Ameryki Południowej. Czy mógłbyś mi wypożyczyć jeden.? Pieniądze bym ci potem oddała.
L: Vilu, nie ma problemu, ale ja żadnych pieniędzy od ciebie nie potrzebuję. Coś ci jeszcze potrzeba.?
V: Środku transportu, żeby tam dojechać.
L: Mogę poprosić kolegę, żeby zawiózł cię helikopterem. Najbliższy dom mam w Brazylii.
V: Może być. Za około 30 minut będę u ciebie to ustalimy resztę formalności.
L: Violu, powiesz mi co się stało.?
V: A co mam ci mówić. Jestem idiotką, która nie powiedziała swojemu byłemu prawdy, wszystko się zepsuło, a ja nie próbuje nawet tego naprawić.... muszę odpocząć, zapomnieć i zacząć wszystko od nowa.
L: To czekam na ciebie. Buziaki, pa.
V: Pa.
Rozłączyła się, a telefon włożyła z powrotem na swoje miejsce. Westchnęła, a kolejna łza spłynęła po jej policzku.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę zawrócić. - szepnęła cichutko w stronę szyby.
Uważała, że tak będzie lepiej. No cóż, miłość przecież czyni wielkie rzeczy. Tak wielkie, że potrafi tak bardzo zadziwić.
***
- Panno Castillo, zaraz pani wchodzi na scenę. - powiedział jeden z dyrektorów.
- Już jestem prawie gotowa. - odpowiedziała.
Za chwilę miała mieć najważniejszy występ w swoim życiu. Miał dać przedsmak jej kariery solowej. Podeszła jeszcze do lustra, chwytając zdjęcie wsadzone w ramę. Był tam on, jej Diego, którego tak bardzo kochała. Pocałowała zdjęcie i wsadziła je z powrotem na miejsce.
- Kocham Cię. - szepnęła, odchodząc.
" Przed Wami ona, jedyna w swoim rodzaju, powalająca głosem - Violetta Castillo.! " rozległa się zapowiedź dziewczyny. Weszła po drabinie na diament, dając znak gotowości. Rozległa się muzyka, kurtyna rozsunęła się, a ona zaczęła śpiewać, jak nigdy dotąd. Czuła jego obecność, jakby właśnie trzymał ją za rękę.
- Musimy tak iść.? - szepnęła.
- Musimy, choć. A potem zapraszam cię na naszą pierwszą randkę. Nie przyjmuje odmowy. - uśmiechnął się i chwycił jej dłoń, pomagając jej przy okazji wstać.
Ostatni raz pocałowała go w policzek, a Diego szepnął:
- Nigdy nie pozwolę ci odejść.
Wziął ją za rękę i odeszli w głąb lasu, by zaraz wyjść na jezdnie, gdzie stało auto Hiszpana.
***
Kilka miesięcy później...
***
- Nie możesz odejść.! - krzyknął.
- Nie mogę.? Kim ty jesteś, żeby dyktować mi warunki.?! - rozzłościła się Argentynka.
- Twoim chłopakiem do cholery.! I nie pozwolę ci wyjechać.!
- Raczej byłym. Jakoś nie interesowało cię to jak się z nią całowałeś. - odkrzyknęła.
- To ona się do mnie przykleiła. Violetta, ja cię kocham.! - złapał jej rękę.
- To nie ma już nic do znaczenia. - wyjaśniła.
- I co chcesz zrobić.? Wyjedziesz, okej, ale co dalej.? - zapytał.
- Będę śpiewać. - szepnęła, patrząc mu w oczy.
- Czy ty jesteś niepoważna.?! - krzyknął znowu.
- Mówię bardzo poważnie. - powiedziała Violetta.
- Chcesz skończyć jak twoja matka.?! - wykrzyknął.
Nastolatka spojrzała na niego, przestając na chwilę pakować walizkę. Pokręciła lekko głową, a z jej oka popłynęła łza.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś. - spuściła głowę.
- Vilu, przepraszam. Nie to miałem na myśli. - mówił Hiszpan, bliski płaczu.
- Żegnaj, Diego. - pocałowała go w policzek i odeszła z walizką, w stronę drzwi.
Pobiegł za nią, ale nie zdążył jej zatrzymać. Ona już wsiadła do taksówki, która w tym momencie odjechała. Był bezsilny na to, co się wydarzyło. Siadł na schodach, a po jego oczach spływały łzy. Pozwolił jej odejść. Pozwolił odejść swojej duszy. Zabrała ją i jego serce...
Oparła głowę o szybę, a po jej policzkach spływały łzy. Jej wargi drgały, z bólu odchylała głowę. Nie mogła uwierzyć w to zrobił, co powiedział... już w nic nie mogła wierzyć. Wyjeżdża, a przecież dzisiaj miała mu to powiedzieć. A co, gdyby zrobiła to wcześniej... nie byłoby tego pocałunku, kłótni, wyjazdu... Kręciła głową, wyciągając z kieszeni swojej torebki IPhone. Odblokowała palcem ekran i weszła na kontakty, wybierając numer León'a. León Verdas - Meksykanin,jej były chłopak i spadkobierca majątku Verdasów, zawodnik motocrossowy, tymczasowo bez dziewczyny. Właśnie teraz, to on mógł jej pomóc. Wcisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.:
V: León.?
L: Vilu, czy ty płaczesz.?
V: Nie zmieniaj tematu, proszę. To w tej chwili nie ważne. Chcę cię prosić o pomoc.
L: A konkretnie o co.?
V: Wiem, że masz kilka domów na terenie Ameryki Południowej. Czy mógłbyś mi wypożyczyć jeden.? Pieniądze bym ci potem oddała.
L: Vilu, nie ma problemu, ale ja żadnych pieniędzy od ciebie nie potrzebuję. Coś ci jeszcze potrzeba.?
V: Środku transportu, żeby tam dojechać.
L: Mogę poprosić kolegę, żeby zawiózł cię helikopterem. Najbliższy dom mam w Brazylii.
V: Może być. Za około 30 minut będę u ciebie to ustalimy resztę formalności.
L: Violu, powiesz mi co się stało.?
V: A co mam ci mówić. Jestem idiotką, która nie powiedziała swojemu byłemu prawdy, wszystko się zepsuło, a ja nie próbuje nawet tego naprawić.... muszę odpocząć, zapomnieć i zacząć wszystko od nowa.
L: To czekam na ciebie. Buziaki, pa.
V: Pa.
Rozłączyła się, a telefon włożyła z powrotem na swoje miejsce. Westchnęła, a kolejna łza spłynęła po jej policzku.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę zawrócić. - szepnęła cichutko w stronę szyby.
Uważała, że tak będzie lepiej. No cóż, miłość przecież czyni wielkie rzeczy. Tak wielkie, że potrafi tak bardzo zadziwić.
***
- Panno Castillo, zaraz pani wchodzi na scenę. - powiedział jeden z dyrektorów.
- Już jestem prawie gotowa. - odpowiedziała.
Za chwilę miała mieć najważniejszy występ w swoim życiu. Miał dać przedsmak jej kariery solowej. Podeszła jeszcze do lustra, chwytając zdjęcie wsadzone w ramę. Był tam on, jej Diego, którego tak bardzo kochała. Pocałowała zdjęcie i wsadziła je z powrotem na miejsce.
- Kocham Cię. - szepnęła, odchodząc.
" Przed Wami ona, jedyna w swoim rodzaju, powalająca głosem - Violetta Castillo.! " rozległa się zapowiedź dziewczyny. Weszła po drabinie na diament, dając znak gotowości. Rozległa się muzyka, kurtyna rozsunęła się, a ona zaczęła śpiewać, jak nigdy dotąd. Czuła jego obecność, jakby właśnie trzymał ją za rękę.
[...]
Como quieres que te quiera
si te quiera y tu
No quieres que te quiera
como yo quiero quererte
[...]
Dostała od publiczności owację na stojąco, a bukiety kwiatów ciągle leciały jej pod nogi. Ukłoniła się i z szerokim uśmiechem pomachała publiczności.. Kurtyna opadła, a jej puściły emocje. Znów płakała, ale tym razem ze szczęścia, które czuła każdą swoją komórką ciała.
***
Kolejny obchód pacjentów właśnie został ukończony. Przed nim tylko nocny dyżur. Wrócił do swojego gabinetu, gabinetu ordynatora oddziału. Dużo się wydarzyło od tamtej pory. Diego został lekarzem, niedawno ordynatorem. Swoje powołanie znalazł w pomaganiu i leczeniu ludzi, muzyka już nie jest tak ważna dla niego jak kiedyś. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na skórzany fotel obok biurka. Spojrzał na jej zdjęcie. Tak, nie zapomniał o niej, kocha ją do tej pory tak samo mocno.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym, żebyś tu była. - szepnął.
Nagle na korytarzu szpitalnym zrobiło się głośno. Hiszpan od razu wybiegł z gabinetu, zobaczyć, co jest źródłem całego zamieszania. Na horyzoncie ujrzał pędzących ratowników, ciągnących łoże z jakąś dziewczyną. Zawieźli ją od razu na salę chirurgiczną, a jeden ratownik stanął przy Diego.
- Zemdlała i spadła z wysokości jakiś 4-5 metrów. Właśnie skończyła występ. Badaliśmy ją, jest w 4 miesiącu ciąży. Musimy się pośpieszyć, inaczej może się to źle skończyć. Tu masz jej papiery, chirurdzy już na nią czekają.
Podał mu potrzebne dokumenty i pobiegł do sali. Diego miał sprawować opiekę nad dziewczyną, być jej lekarzem prowadzącym. Wrócił z powrotem do swojego gabinetu, usiadł na skórzanym fotelu i zaczął czytać papiery. ......... Nie mógł uwierzyć w to. Przecież.... Jego Violetta, jego Viola właśnie pojechała na salę chirurgiczną... Podszedł do okna i zaczął gorączkowo myśleć. 4 miesiąc ciąży, 4 miesiące w tył. Przecież, to dzień rozdania świadectw, pierwsza randka i... ich pierwszy raz. Ale zabezpieczali się, uważali. On będzie ojcem.... Jego kąciki ust powędrowali w górę, to znów opadły na myśl, że przecież Viola może umrzeć.
- Nie.... - szepnął.
Pobiegł do sali chirurgicznej, musiał być teraz przy niej musiał. Pędził po korytarzu jak oszalały, aż w końcu znalazł się przed drzwiami, gdzie prawdopodobnie odbywa się walka o życie jego ukochanej. Chciał wejść, gdy właśnie wyszedł z nich lekarz - chirurg, dobry znajomy Hiszpana.
- Co z nią.? - zapytał, przejęty każdym słowem.
- Uratowaliśmy ją i dziecko. Na szczęście nic nie zostało uszkodzone, krwotoku też nie ma. Nie musieliśmy jej nawet usypiać, wystarczyło ją wybudzić. Ale reszta należy do ciebie. Pacjentka jest w sali 33, zawieźliśmy ją tamtym wejściem. - wyjaśnił.
- Dziękuję. - powiedział Diego i udal się czym do ukochanej.
Tak bardzo się cieszył na myśl, że nic im nie jest. Tylko co, jeżeli ona go odrzuci. Nie może, przecież jest ojcem jej dziecka, ale to żadne wyjaśnienie. Teraz czuł jedynie lęk. Znalazł się w końcu przed salą numer 33. Zobaczył ją, zobaczył swoją Violę. Chyba spała, tak przynajmniej on wywnioskował z jej wyrazu twarzy. Wszedł do sali i usiadł na łóżku, przy ukochanej.
- Przepraszam, powinnam ci powiedzieć. - szepnęła, a z jej oka spłynęła łza.
- Violetta, to... to... to nie ważne. Teraz liczysz się ty i dziecko. Nic więcej. Violetta, ja cię kocham i nigdy o tobie nie zapomniałem. Cały czas czekałem, aż wrócisz, nie traciłem nadziei.- wyjaśnił.
Argentynka chwyciła go za rękę, pokazując w ten sposób, że ona czuje to samo. Pocałował ją, tak, jak całował ją kiedyś. Kochał ją, w końcu mógł być z nią szczęśliwy...
***
Kilka miesięcy później....
***
- Violetta, zaraz ci przyniosę śniadanie. Nie możesz się tak przemęczać. - powiedział do ukochanej, która właśnie spacerowała sobie po kuchni.
- Nie mogę bezczynnie siedzieć. Daj, to chociaż nakryję do stołu. - Vilu wzięła talerze i skierowała się w stronę stołu.
Szło jej dobrze, ale coś poszło nie tak. Argentynka straciła równowagę i upadła na podłogę, wydając głośny krzyk bólu. Chłopak przestraszył się i wyciągnął telefon, wzywając karetkę. Jego dziewczyna prawdopodobnie umierała, a on nie mógł nic zrobić. Nagle do kuchni wszedł León.
- A ty tu czego szukasz.?! - warknął Diego.
- Czemu ona leży.....? - zapytał z przerażeniem Meksykanin.
- Ona umiera cymbale.! - krzyknął Hiszpan, słysząc pod domek sygnał pogotowia.
***
- Bierzemy ją na salę.! - krzyczał chirurg, kierując ratownikami.
Wbiegli na salę, a on miał już zamykać drzwi.
- Zrobię co tylko mogę. - szepnął do Diego, zostawiając go przed wejściem.
Odetchnął i usiadł na krześle.
- Ona nie może umrzeć. Nie tak. - wyszeptał, chowając twarz w dłoniach.
León zrobił to samo.
***
- Ale mi napędziłaś strachu. - powiedział do Violetty.
- Już więcej nie będę nosiła talerzy. - uśmiechnęła się.
Operacja się udała, obydwoje są zdrowi i bezpieczni, na szczęście.
Nagle do sali wszedł chirurg, ten sam, z którym Diego rozmawiał przed operacją.
- Dobrze, że jesteście tu oboje. Nie mam tym razem dobrych wiadomości. - mówił, ciężko oddychając.
- Panie doktorze, proszę powiedzieć o co chodzi. - poprosiła Violetta, łapiąc silniej rękę Hiszpana.
- Zrobiliśmy resztę badań, by mieć pewność. Jeżeli pani zdecyduje się urodzić dziecko, nie przeżyje pani porodu. Jedynym wyjściem, by pani przeżyła, jest aborcja. - wycedził chirurg.
Violetta zaczęła płakać, nie mogła pogodzić się z diagnozą, nie mogła. Miała wybierać między swoją śmiercią, a śmiercią dziecka.
- Możesz nas zostawić.? - zapytał Diego, a lekarz natychmiast wyszedł.
- Urodzę to dziecko. - spojrzała na Hiszpana.
- Nie możesz mi tego zrobić, nie możesz umrzeć. - zdenerwował się.
- To dziecko, będzie częścią mnie... - tłumaczyła, ale on jej nie słuchał.
- Violetta, ja nie chcę cię znowu stracić.! - krzyknął, a z jego oczu wypłynęły łzy.
***
Kilka godzin później...
***
Nie mógł uwierzyć, że ma stracić swoją ukochaną. Wiedział jedynie, że musi coś zrobić … wziął leżący na stole telefon i wybrał numer do bliskiego przyjaciela.Gdy wszystko z nim ustalił, przebrał się w piękny, czarny garnitur i od razu udał się do srebrnego auta, po czym ruszył w stronę szpitala. Ona czuła się coraz gorzej, czuła że braknie jej sił, wiedziała ze ma dla kogo żyć, ale to zaczynało robić się silniejsze od niej jedyne czego teraz chciała to ujrzeć swoją drugą połówkę … nie musiała na to długo czekać, Diego wparował do jej sali razem z mężczyzną którego nie znała, obaj byli ubrani w garnitury. Nie wiedziała co się dzieję, od razu spytała Hiszpana co jest grane.
- Czy chcesz za mnie wyjść ? – zapytał klękając przed jej łóżkiem. Łza spłynęła jej po policzku, a chłopak usłyszał twierdzącą odpowiedź po której pocałował Violette w policzek.
Zaczęła się ceremonia, na której zagościli lekarze i pielęgniarki czuwający nad Argentynką, w Sali pojawił się również Leon, Diego nie był z tego ucieszony, ale skoro jego najdroższa nie miała z tym problemu to on również.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą – w końcu padły tak długo wyczekiwane słowa. Nie zastanawiając się mężczyzna od razu złożył na ustach dziewczyny namiętny pocałunek, kiedy oderwał się od jej soczystych ust szepnął jej do ucha
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie …
Niestety nie dała rady dokończyć, coś się stało, sprzęt zaczął wariować, tętno się podwyższyło, a on trzymając rękę na jej okrągłym brzuchu poczuł mocne kopanie dziecka. Momentalnie odsunął się od jej łoża i pozwolił lekarzom do niej dojść. Doktor wydał polecenie by zabrać ją na salę operacyjną, zaczął się denerwować, ledwo powstrzymywał się od płaczu czego nie zrobił patrzący na całe zdarzenie Verdas. Pielęgniarki odblokowały łóżko na kółkach i ruszyły w stronę Sali, on razem z przyjacielem jego żony podążył za nimi. Szedł obok łóżka i złapał ją za rękę
- Nie możesz odejść – szepnął, a potem zniknęła w głębi Sali.
**********
Siedzieli tak oboje nie patrząc na siebie i czekają na lekarza. Mijały sekundy, minuty aż w końcu godziny, a nadal nikt nie wyłonił się z Sali operacyjnej na której leżała piękna brunetka, ich ukochana … W końcu drzwi spokojnie się otworzyły, a zza nich wyłonił się mężczyzna w długim niebieskim fartuchu. Diego i Leon natychmiast wstali z krzeseł i osaczyli doktora.
- I co z nią ? – odezwał się jako pierwszy Meksykanin. Nie usłyszeli od lekarza nic poza ciszą.
Temu od razu łzy zaczęły spływać po policzkach, a Hiszpan odszedł trochę dalej i załamany schował twarz w dłonie.
- Przykro mi – usłyszeli po chwili od lekarza prowadzącego który znów chciał wejść na salę. Zatrzymał się w drzwiach
- Który z panów to ojciec dziecka ? – Hiszpan od razu podszedł bliżej i oznajmił że to on. Doktor zaprosił go do środka. Obaj stanęli przed inkubatorem.
- To pana córka – oznajmił mężczyzna po czym poklepał Diego po plecach i odszedł. Hernandez patrzył na dziecko z góry. Dziecko płakało, mimo to widział ją … jej uśmiech, jej rysy twarzy. Za bardzo mu ją przypominała, nie chciał jej, tego dziecka bo za każdym razem widział by ją, a ona już nie jest na tym świecie … Wybiegł z Sali, chciał wyjść ze szpitala … odejść jak najdalej od tego dziecka, niestety przed tym powstrzymał go Leon chwytając go za ramię. Chłopak miał oczy zaczerwienione od łez.
- To twoja wina.
- Odwal się – odpowiedział, próbując się wyrwać.
- To twoje dziecko, to przez Ciebie ona …
-Jeśli chcesz możesz sobie wziąć to dziecko – przerwał mu, po czym wyrwał się z jego uścisku i wybiegł z budynku. Wsiadł za kierownice swojego auta i ruszył … jechał bardzo szybko, nie zwracając uwagi na inne pojazdy, chciał się tam jak najszybciej znaleźć, łzy zaczęły spływać po jego policzkach, nie chciał tego … nie tutaj, nie w tym miejscu,nie teraz …
W końcu dojechał, wyskoczył z auta i pobiegł, znał tą drogę na pamięć mimo to że nie było go tu od tak dawna. Po chwili był już na miejscu, przed nim pojawiła się piękna, kwiecista łąka, a słońce w tym miejscu wyglądało wyjątkowo pięknie, to było tutaj … to było ich miejsce … stąd pojechali na rozdanie świadectw … to właśnie tu wydarzyły się ich najpiękniejsze chwile … zaczął iść w głąb łąki, aż doszedł dokładnie w miejsce gdzie zawsze kładli koc i wspólnie na nim siadali. Tak jak kiedyś usiadł tam i zaczął płakać, siedział tam sam … bez niej, bez jego ukochanej, bez jego połówki, czuł że brakuje mu czegoś … brakuje mu siebie …. Bo to ona była częścią jego, a teraz stracił ją na dobre, przez to dziecko … nie mógł myśleć o tym jak o kimś, jak o żywej istocie, teraz była to rzecz która uśmierciła jego skarb, jego słońce, jego duszę … Wtedy coś poczuł, poczuł jak coś, a Mozę ktoś go obejmuje, wiatr zawiał mocniej mierzwiąc jego włosy, sięgnął do tylnej kieszeni jego spodni, znajdowało się tam jej zdjęcie. Przyglądał się mu z miłością, czuł jej obecność.
- Dbaj o nią – usłyszał czyjś głos.
- Kto tu jest ? – rzucił przed siebie, jeszcze nie wiedział że nikogo z nim na łące nie ma.
- Dbaj o moje marzenie – usłyszał po raz kolejny ten sam piękny głos, zaczął wołać, krzyczeć, ale już nikt mu nie odpowiedział. Wtedy wróciły do niego wspomnienia ….
- Zawsze marzyła o dziecku … - powiedział sam do siebie.
Cofnął się myślami w czasie, do chwili gdy ujrzał małą istotę w inkubatorze … a potem do momentu końca rozmowy z Leonem … nie mógł uwierzyć że to powiedział.
- Dziękuję – powiedział w pustąprzestrzeń, a po chwili był już w samochodzie w drodze do szpitala.
Leon patrzył na dziewczynkę, mimo że była taka malutka przypominała mu dziewczynę z którą kiedyś był i którą i tak wciąż kochał pomimo rozstania, myślał nad słowami Hiszpana, jego rozmyślenia rozproszył dźwięk otwieranych drzwi. To był Diego, ten który uciekł ze szpitala i zostawił jego własną córkę. Mężczyzna podszedł i wziął małą na ręce:
- Nikomu jej nie oddam – powiedział w stronę Meksykanina i ucałował czułko dziewczynki.
**********
Kilka lat później....
**********
- Tini które dzisiaj wybierasz ? – spytał swoją sześcioletnią córkę Diego.
- Dziś fiołki tato – odpowiedziała, wskazując na doniczkę kwiatów.
- Dzień dobry, poproszę te fiołki i jedną czerwoną różę – poprosił sprzedawczynię, ta od razu dała mu poproszone rzeczy i jak zwykle zniżyła mu cenę. Gdy mieli już kwiaty i jeden wcześniej kupiony znicz. Mężczyzna złapał małą dłoń dziewczynki i udali się w głąb cmentarza. Gdy dotarli na miejsce Martina postawiła doniczkę z kwiatami przy nagrobku, a jej tata zapalił znicz i postawił przed kwiatami wciąż trzymając różę w ręku. Razem z córką usiadł na ławeczce przed grobem żony
- Mamo w piątek w przedszkolu miałam przedstawienie na którym pierwszy raz śpiewałam – zaczęła opowiadać jakby do żyjącej Violetty – Tatuś był ze mnie dumny, bo wcześniej bardzo się bałam występować, prawda tato ?
- Prawda kochanie – odpowiedział.
- I jak skończyłam śpiewać to wszyscy zaczęli mi bić brawa, a po przedstawieniu Panie były też ze mnie dumne i powiedział że jeszcze na pewno będę miała szansę samej śpiewać .
Kiedy dziewczynka skończyła opowiadać drugą historię z jej młodego życia, przeszedł czas by wrócić do domu. Jak zawsze Diego poprosił by szła przodem, a córka grzecznie robiła to o co ją poprosił. Kiedy ona szła w stronę wyjścia ten wstał z ławki, przeżegnał się i powiedział w stronę nagrobku z napisem ,,Violetta Hernandez’’
- Nie ma cię już tyle lat, a ja ciągle myślę, że jeszcze do mnie przyjdziesz … tak bardzo Cię kocham – po czym położył czerwoną różę na płycie nagrobnej i pobiegł w stronę córki.
***
Diego przychodził z Tini do grobu codziennie. Nikt z nich nie zauważył chyba, że obok grobu Violetty rosło drzewo wiśni. Nie ma w sumie w tym nic dziwnego, ale wiśnia nie miała owoców. Cały rok miała kwiatki, kwitła. Diego nie ożenił się ponownie, był wierny tylko swojej żonie. Wydał za mąż córkę, doczekał się wnuków, a starość spędził otoczony ciepłem rodzinnym. Gdy zmarł, pochowano go obok Violi. W dzień jego śmierci drzewo wiśni wydało owoce. Były słodkie i nigdy nie zscheły się. Byli już razem, na zawsze. Już nic nie mogło ich rozłączyć...
_______________________________________________
Oto mój pierwszy One Shot pisany z kimś, muszę przyznać że bardzo miło mi się go pisało razem z Leną :3
Oto mój pierwszy One Shot pisany z kimś, muszę przyznać że bardzo miło mi się go pisało razem z Leną :3
Dzięki niej wena mi trochę odżyła :D
Mam nadzieję ze również i wam spodoba się OS :*
Kursywa - Lena
Normalnie - Ja
Pewnie zauważyliście że kursywy jest więcej, ale sami wiecie jak teraz jest u mnie z weną, ważne że chociaż tyle napisałam :3
Czekamy na komentarze od was <3
Nie da się na tym nie płakać :'( Piękne <3 Nie przestane k tym myśleć, nie potrafię to takie piękne :') <3
OdpowiedzUsuńGenialny one shot!
OdpowiedzUsuńŁzy napłynęły mi do oczu.
Świetnie go napisałyście! :)
Jezu...jakie to piękne...
OdpowiedzUsuńŁzy płyną mi po policzkach...
Ten One Shot jest bardzo piękny... Historia smutna-taka jakie zawsze doprowadzają mnie do płaczu
Jak widziałam ten zwiastun to nie myślałam,że może Wam wyjść coś tak pięknego.Wiedziałam,ze wyjdzie Wam cudny One Shot ale,że nie aż tak cudny i piękny...
Dziękuję Wam za takie piękne dzieło i za opisanie tej historii tak pięknie...
Jeszcze raz Wam dziękuję...
Nie dało się na tym nie płakać ..
OdpowiedzUsuńPiękny, człowiek do tego się tak przywiązuje ..
Historia smutna, ale i wesoła .
Świetnie napisałyście .
Rozumiem Twoją sytuacje, ale i tak piękny.
Przynajmniej ty wiesz że wiesz xD
Mam co czytać .. Czytałam to chyba aż 15 minut !
<3 Ze zwykłych słów wyszło coś pięknego <3
Ten zwiastun w ogóle mi nie pomógł w roztrzygnięciu tej zagadki .. :3
Boże... Dziewczyny... To coś wyjątkowego. Coś pięknego. Ja płacze. Pierwszy raz popłakałam się czytając cokolwiek. To jest wyjątkowe, wspaniałe... Idę się wypłakać.
OdpowiedzUsuńCoś ty narobiła ;c
OdpowiedzUsuńPrzez następne 5 godzin będę cała czerwona od płaczu...
No po prostu piękna ta historia!
A zakończenie najpiękniejsze.
Wasza współpraca ma cudowne skutki.
Poproszę więcej waszych wspólnych dzieł! :*
wyjątkowa historia, wyjątkowe dziewczyny, wyjątkowa para ❤❤
OdpowiedzUsuńnie więcej nie jest potrzebne w tym OS ❤❤
jak ktoś się na tym nie wzruszył to nie ma serca ;c
ja płakałam, chociaż musiałam powstrzymywać, bo mama i siostra w domu ;c
powiem wam coś: piszecie niesamowicie i ja mam nadzieję, że razem jeszcze coś napiszecie ❤❤
Przy końcówce się rozpłakałam. ; (((((((((
OdpowiedzUsuńCzytam tego One Shot'a już drugi raz. Za pierwszym razem - miałam łzy w oczach. A za drugim - no to łzy spływają mi po policzkach.
Macie talent, wiecie? Nie? No to teraz już wiecie. Nie spodziewałam się takiego One Shot'a. To znaczy jakiego? Wzruszającego, który opowiadał o miłości, przebaczeniu i poświęceniu. Co mogę jeszcze 'powiedzieć'? Że świetnie go napisałyście. :) A na koniec dodam: mam nadzieję, że napiszecie jeszcze wiele One Shot'ów razem. :3 Fajnie by też było, gdybyście założyły wspólnego bloga z opowiadaniami o Dielettcie. Pozdrawiam, a raczej życzę miłych snów. ;*
Ja też mam szczerą nadzieję, że napiszę z Mrs. Dominquez jeszcze wiele OS.! Dziękuję, że to przeczytaliście, to dla nas naprawdę ważny gest. By zdobyć więcej informacji odnośnie mojej działalności zapraszam na mojego bloga : http://djakdieletta.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńIza Lena Lasak
Popłakałam się i to jeszcze przy końcówce, a ten fragment o wiśni... to jakaś legenda. Brak mi słów
OdpowiedzUsuńWOW *.* Popłakałam się.Koniec był cudowny! Ogólnie to cały Shot jest dramatyczny.Boskie! Piszcie częście takie rzeczy. :)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LBA na moim blogu:
OdpowiedzUsuńhttp://leonetta-opowiadania.blogspot.com/2014/05/lba.html
:)
jezu, jakie to było piękne :') i ta końcówka...... cała rodzina w domu a ja tu ryczę...... dziękuję za takie piękne emocje (':
OdpowiedzUsuńGenialny One Shot! Chce więcej, więcej i więcej i jeszcze więcej! :D
OdpowiedzUsuńTak, spozniony komentaz xD
OdpowiedzUsuńCzytalam dawno ale pisze teraz
Wiec jednak mozna na czyms plakac..
Nie pamietam kiedy ostatnio ta kryczalam:c
To bylo cudowne*-*
I ten koniec, awwww <3
Piękne pilne zaczęłam płakać poruszyło to moje serce
OdpowiedzUsuńDziewczyny piszcie to piękne dopiero teraz to pisze ale to takie cudowne bardzo wzruszające i poruszyło moje serce do granic możliwości
OdpowiedzUsuń